środa, 19 września 2012

Wyjazdów i jedzenia na mieście ciąg dalszy...

Zbliżały się wakacje, więc zdecydowaliśmy się na tygodniowy wyjazd nad morze, oczywiście bagażnik pełen jedzenia, znaczy Dżola w pełnej gotowości.
Międzyzdroje - miasteczko przecudnej urody, ludzie otwarci, uśmiechnięci, roznegliżowani.
Piękne zachody słońca, cudowna plaża, knajpki...
Brzmi dobrze? można by rzec że tak, ale...

W pewien ciepły wieczór skusiliśmy się na drinka, a że pora raczej odpowiadała kolacji - zaryzykowałam frytki. Mówię do kelnerki:
- Dla mnie będą frytki, tylko proszę mi powiedzieć w jakim oleju* Państwo je smażycie?
- Ale jak w jakim?
- Po prostu w jakim oleju?
- W głębokim!!!
W tym momencie nie wytrzymaliśmy i jak jeden mąż parsknęliśmy śmiechem. Panią przeprosiłam, po czym oczywiście sprecyzowałam pytanie:
- Jakiego rodzaju to olej, np. kujawski czy inny?
Kobieta podreptała do kuchni, sprawdziła, orzekła, że chyba jakiś słonecznikowy, frytki zjadłam i wciąż żyje, więc mniemam, że życiu memu nie zagrażały.

W inny dzień, przy okazji tych samych wakacji wybraliśmy się na wycieczkę do Świnoujścia. Pomyślałam jedzenia brać nie będę, bo i po co, jakieś ciasteczka tylko… a jak brzuch z głodu będzie warczał to na miejscu zamówię sałatkę.
Dotarliśmy do Casablanci**, tam zamówiłam sobie grecką.
W menu podali, że do każdej sałatki dodają grzankę, więc proszę kelnera:
- Wezmę sałatkę grecką, ale proszę BEZ grzanki i polaną tylko oliwą!
- Oczywiście.
Oczywiście, tak! ale chyba to, że grzankę dostałam, baa! położoną na wierzchu mojej cudownej sałatki! Wołam kelnera.
- Prosiłam BEZ grzanki!!
Zanim się zorientowałam ręka kelnera już grzebała w moim talerzu i grzankę zabrała! Ze złośliwym uśmieszkiem stwierdził:
- Grzanki już nie ma!
Grzanki może nie, ale okruchy na wierzchu to i owszem zostały! Zgarnęłam na serwetkę „obglucone” warzywa i wołam Pana. Przyszedł, a ja nie mówiąc nic i patrząc mu głęboko w oczu, wcisnęłam mu ją w ręce.
I kto teraz się złośliwie uśmiecha...?

Myślę sobie tak... wakacje, wypad do knajpy... świetnie! Bo i jedzenie, i klimat, i towarzystwo, i wśród ludzi... ale czy warto aż tak ryzykować? Zdecydowanie wole wybrać sprawdzone miejsce! Gdzie wiem, że ktoś wie o czym do niego rozmawiam, i poda mi gorące, pachnące, bezglutenowe pierożki! I tu ku mojemu ogromnemu zadowoleniu w sobotę jadę do Krakowa na ... PIEROGI!!!!***
Oczywiście zdam relacje, zapraszam :):)

* Na przykład w oleju kujawskim jest pszenica!
** Nazwę podaję celowo! Ku przestrodze!
*** Oczywiście w restauracji Pod Baranem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz